Część III:
Po zabiegu przewieziono mnie na salę, gdzie grono współnieszczęśników dokładnie starała się wywiedzieć w jakim jestem stanie (szczególnie ten najbardziej przerażony moim brakiem EKG, dopytywał mnie o każdy szczegół).
Oczywiście, rzeczywistość, w której mój nos był wypchany tamponem, byłem opuchnięty i dość mocno bolały mnie zęby (efekt odczuć podczas operacji), nie należała do najprzyjemniejszych. Nos był obolały i odczuwalny był wysoki dyskomfort.
Następnego dnia lekarze wyciągnęli nam (wszystkim, którzy mieli zabieg poprzedniego dnia) tampony z nosa, co nie należało to przyjemnych odczuć. Było sporo krwi. Do nosa dostaliśmy krople, które należało wpuszczać kilka razy dziennie. Do tego otrzymywaliśmy leki, które miały chyba przyśpieszać gojenie i działały przeciwbólowo. Było też smarowanie nosa specjalną maścią, co wspominam dość beznamiętnie. Faktem jest, że po zabiegu dochodzi do wielu ohydnych aktów, które trzeba wykonywać ze swoim nosem. Z nosa wyłażą skrzepy, jest sporo krwi i mało ciekawych substancji, które się sączą. Wszyscy z nas dość dużo czasu spędzili przy umywalce wydając z siebie paskudne dźwięki opróżniania nosa (gdybym miał wtedy mp3, pewnie bym tego tak nie wspominał - ale nie miałem).
W sumie po zabiegu spędziłem jeszcze kilka dni w szpitalu, wśród towarzyszy niedoli. W tym czasie wszyscy towarzysze przeszli swoją kaźnie. Jedni bardzo to przeżywali, ciągle trzymając się za nosy, dłubiąc w nich i wciąż czyszcząc sobie opatrunki, inni znacząco milczeli i przesypiali całe dnie. Ja, ponieważ w tym okresie dotknięty byłem strzałą amora, wszystko przeżywałem dużo spokojniej. Zarówno wcześniejsze straszenie brakiem EKG, znieczuleniem miejscowym, późniejsza kaźń z młotkiem jak i niedogodności pozabiegowe, nie paraliżowały ani nie straszyły mnie. Czułem się dość spokojnie i przeżywałem to niczym świadek nie swojego losu.
Chyba w 3-4 dni po operacji zostałem wypisany ze szpitala. Po 7 albo 10 dniach (dokładnie nie pamiętam) czekało mnie zdjęcie szwów i tego plastikowego ustrojstwa, które zostało wepchnięte w każdą z dziurek (przynajmniej tak mi się wydaje). Plastikowe ustrojstwo wspominam dużo gorzej niż cały zabieg i pobyt w szpitalu. Strasznie mi to przeszkadzało. Odczuwałem wysoki dyskomfort z powodu obcego ciała w organizmie (gdybym był kobietą, moje piersi prawdopodobnie odrzuciłyby sylikon).
Nos przez cały czas był dość suchy. Dokładnie już nie pamiętam, ale prawie na pewno przez cały okres po zabiegu do wyjęcia szwów, musiałem wpuszczać sobie jakieś krople i smarować nos maścią.
Zdjęcie szwów było najbardziej bolesnym przeżyciem z tego wszystkiego. Cała zabawa odbywa się bez żadnego znieczulenia, kompletnie na żywca. Wyciąganie szwów nie należy do przyjemnych, ale nie jest też tragiczne. Tragiczne było wyciąganie moich "ulubionych" plastikowych wkładek z nosa. O ile z jednej wyrwanie jej poszło dość gładko, to z drugiej dziurki wkładka nie chciała za nic wyjść. Ponad 10 minut katowania mi na żywca nosa, zakończyło się sukcesem opłaconym krwotokiem z nosa i przemoczeniem oczu. Płakałem wtedy z bólu po raz pierwszy. Na szczęście o tej traumie zapomniałem dosyć szybko ponieważ dyskomfort jaki wywoływały u mnie wkładki był wart tego poświęcenia.
Kilka tygodni później miałem kolejną kontrolę. Zabieg został oceniony jako satysfakcjonujący.
Czy było warto? Raczej tak, choć moje podstawowe problemy nie zniknęły. Wciąż nos mi się trochę zatyka (jestem alergikiem więc kataru się nie pozbyłem), ale z pewnością oddycham nosem więcej i łatwiej, i choćby z tego powodu oceniam, że było warto. Mam jednak wrażenie, że nos nie jest w sposób optymalny udrożniony, ponieważ towarzysze z mojej sali twierdzili, iż po zdjęciu wkładek i zaczerpnięciu pierwszego, zupełnie normalnego oddechu, czuli się prawie powaleni na ziemię ilością wciągniętego tlenu. U mnie wciąż nos wydaję się nie do końca drożny, ale być może jest to tylko moje indywidualne odczucie albo specyficzna budowa. Fakt faktem, że zabieg z pewnością warto wykonać i to u rutynowanych lekarzy (tam, gdzie wykonują go masowo, bo tam mają największe doświadczenie). Podsumowując, mogę raczej polecić otolaryngologie na Szaserów. Moimi współpacjentami były osoby z całej Polski, które wychwalały oddział za szybkie terminy (zamiast kilku miesięcy, kilka tygodni) i dobrą opiekę. Oczywiście nie brakowało malkontentów, ale wydaję się, że na przegrodach nosowych to w tym szpitalu znają się dość dobrze. Czytaj pozostałe części:
Czytaj pozostałe części:
Część I -> http://www.ochoroba.pl/2087-zabieg-na-skrzywiona-przegrode-nosowa-czesc-...
Część II -> http://www.ochoroba.pl/2088-krzywa-przegroda-nosowa-cz-ii-jak-wyglada-za...
Komentarze
Witam,
jak długo musiałeś pozostać w domu po zabiegu?
jak długo nos był opuchnięty?
Operacja? nie było problemu, bo miałam wykonywaną na narkozie (więc na szczęście nie widziałam jak oni to robią). Po operacji budziłam się i zasypiałam spowrotem. Też dostałam co kilka godzin leki p/bólowe. Pierwsza noc po operacji nieprzespana, bo ciężko było oddychać. Myślałam że ta noc była najgorsza z tego wszystkiego a tu nie. Po operacji w nosie była umieszczona tamponada, którą usunęli na drugi dzień. oczywiście na żywca (i tu się dopiero zaczęło). Z każdej dziurki wyciągali ok 25 cm może więcej cm opatrunku. I wtedy same w oczach pojawiły się łzy, z nosa polała się krew. W nosie zostały mi jeszcze plastikowe wkładki stabilizujące, które mam mieć wyciągane za kilka dni. Dziś jest 3 dzień po operacji i ciągle coś z nosa wycieka zabarwiona krwią wydzielina. ciężko ją wydmuchać, bo nos spuchnięty, obolały bardzo. Powoli szykuję się na wyciąganie płytek. Ale jak kolega pisał na górze to pewnie też będzie bolało :( i powtórka z nieprzyjemnej rozrywki. Fakt, żeby było dobrze trzeba dużo wycierpić. Tylko żeby efekty były. Narazie tego nie mogę napisać, ale po wszystkim napiszę czy jest lepiej jak przed zabiegiem.
Uśmiałem się do łez jak to czytałem. Jutro juz nie bedzie mi do śmiechu,bo mnie to samo czeka. Pociszające bedzie myślenie ,że lekarz bedzie kowalem mojego nosa.
Czołem,
powodzenia, fajnie, że Cię rozśmieszyła moja relacja! Na pewno nie będzie tragedii, w sumie to rutynowy zabieg, i po upływie czasu podtrzymuje, że tak to mniej więcej wyglądało. Jednak da się przeżyć, a pozytywne nastawienie też pomaga :)
"Gdy siedziałem na tym fotelu, i zbierałem razy jakimś młotkiem w nos,
miałem nawet refleksję iż zawód lekarza jest zawodem rzemieślniczym,
dość prymitywnym i wymagającym brutalnej siły. Blisko jest mu do zawodu
kowala czy cieśli."
Uwierz mi,że te dwa zdania sprawiły ,że gdy myślę o tym co mnie czeka, to mam cały czas uśmieszek na twarzy. Zobaczymy jak się bedę śmiał z tamponami w nosie. Jak wrócę to napisze co i jak. Oby gładko poszło.
To super, że jakoś się przyczyniłem do tego, że tuż przed zmasakrowaniem czujesz się odrobinę lepiej. A z tym lekarzem, to może przesadziłęm - ale na pewno dotyczy to chirurgów i innych medycznych oprawców z tego typu specjalizacji. Piły, dłuta, nożyce, młotki - to ich chlebuś powszedni.
Cieszę się, że tekst Ci się podobał - w takich chwilach, triumfu słowa nad obrazem, odzywa się we mnie tęsknota do porzuconego zawodu dziennikarza.
A tu proszę, kogoś jednak to rozbawiło. 9 lat czekałem, ale w końcu jest pozytywna recenzja. Ponoć to częste, że wielu różnych twórców bardzo długo czeka na uznanie - widać i mnie to czeka (zazwyczaj sam się śmieję z własnych żartów :)
Powodzenia, i chętnie dowiem się jak tam wyjdzie Twój zabieg! W sumie jestem ciekawy czy coś od tego czasu się zmieniło.
Witam wszystkich już po zabiegu. Ogólnie po lekturze kilku tesków w internecie, myślałem że bedzie cieżko. Do szpitala zgłosiłem sie we czwartek 1.10.2015r. bez żadnych badań. Po przyjęciu mnie na oddział w ciagu dosłownie 15 minut pobrano mni krew,zrobiono Rtg klatki piersiowej oraz Ekg.Wysłano mnie na wywiad z anestozjologiem-kobietą o obłędnych niebieskich oczach,która wyraziła zgodę na uśpienie mnie(do operacji )i krótko wyjasniła jak to się odbędzie. Jako, że mój zabieg odbywał się w całkowitej narkozie, poszedłem na sale operacyjna całkiem beztrosko. Po krótkiej rozmowie, zostałem uspiony.Po przebudzeniu nie chciało mi się spać,natomiast chyba z osłabienia zasnołem. Wnosie mialem tamponadę która nie była przyjemna,ale ratowała mnie przed zalewaniem non stop krwią.Całość nie była bardzo bolesna(może dlatego że dostawałem kroplówki). I tak zleciał mi piątek.W sobotę rano wyjęto tampony i był to nieprzyjemny moment.Krew zleciala razem ze szlamem który tampomy zatrzymywały.Kazano też przemywać,co godzinę sola fizjologiczna dziurki w nosie. Sobota tak zleciala,nie wiem kiedy.W niedzielę przed wypisem ze szpitala,usunieto mi z nosa za pomacą ssącej maszyny,to co zalegało w nosie i mogłem przez chwilę zaczerpnąc powietrza.Poinstruowano mnie co mam robic dalej i wypisano do do domu(była około 11 godz.).Obecnie siedzę w domu i czekam do piątku na wyjęcie płytek. Ogólnie zabieg był małobolesny(oczywiście w moim przypadku) i oceniam go dobrze.Zobaczymy jakie będą efekty jak sie wszysko zagoi. Operacja była wykonywana w Szpitalu Czerniakowskim przy ulicy Stępińskiej w Warszawie,czekałem około roku po zakwalikowaniu mnie na ten zabieg.Wszystko trwało łacznie 4 dni ,od przyjecia do wypisu.Z tego co wiem to już nie operują za pomocą młotka i dłuta,ale nie mogę tego potwierdzić poniewaz nie widziałem na oczy jak to wygląda.Chciałbym także powiedzieć że kształt mojego nosa się nie zmienił, poza delikatna opuchlizną. Jeśli macie jakieś pytania to odpowiem o ile bedę mógł.Dzieki Mario za podniesienie na duchu,może powinieneś spróbować pisać bo idzie Ci to bardzo dobrze.