Chciałabym podzielić się z Wami moimi wrażeniami po operacji żylaków.
Sama miałam przed zabiegiem wiele wątpliwości i szukałam różnych opisów przypadków.
Zacznę od tego, że żylakami jestem obciążona zarówno ze strony mamy, jak i taty. Pojawiły się na moich nogach już na początku liceum, a w czasie ciąży znacznie się powiększyły. Jakiś czas później lekarz skierował mnie na zabieg.
Zdecydowałam się na zabieg w Centrum Flebologii, to prywatna placówka,ale oferowali zabieg w znieczuleniu miejscowym, dzięki czemu szybciej dochodzisz do siebie i szybciej możesz zacząć chodzić - a to pomaga żyłom, więc się zdecydowałam.
Na nodze zrobili mi dwa nacięcia - jedno pod kolanem, a drugie zaraz nad kostką. Zmienioną żyłę wycieli, a te mniejsze podwiązali (pewności nie mam, ale tak mi opowiedział lekarz, kiedy pytałam, co dokładnie będą mi robić;).
Cała operacja trwała ok. godziny, może troszkę mniej, potem na nogę założyli mi taką pończochę uciskową i czekałam aż zejdzie znieczulenie. Potem można już iść do domu.
Dostałam L4 na 7 dni i zalecenie, żeby dużo spacerować, a jak najmniej siedzieć i oczywiście nie zdejmować tej pończochy uciskowej. Szczerze mówiąc noga sprawiała mi trochę kłopotu - bolała, ale wystarczył panadol. Po pięciu dniach wróciłam do lekarza, zdjęli mi opatrunek. Noga była zasiniaczona:( Smarowałam jakimś żelem, który pomaga wchłaniać siniaki i po kilku dniach zaczęły ustępować.
Cieszę się, że zdecydowałam się wtedy na operację i że przebiegło to sprawnie, bez leżenia w szpitalu. W przeciwnym razie nie zdecydowałabym się, bo nie chciałam zostawiać kilkumiesięcznego krasnala w domu:) Szkoda tylko, ze w przyszłości będę musiała powtórzyć operację - już widzę, że robią się nowe żylaki:(
Założyli małe szwy, które później same się rozpuściły (wielki plus, bo ściąganie szwów jest dla mnie jeszcze gorsze niż zakładanie, brr!) Pozostały małe blizny, ale to moze być moja wina, bo nie smarowałam ich maścią tak często, jak powinnam.