Czołem,
zdecydowanie przesadzasz. Masz 16 lat i 166 cm wzrostu, a więc jesteś w fazie wzrostu i rozwoju organizmu. Daj sobie spokój z wszelkimi dietami, które ograniczają dostarczanie organizmowi niezbędnych składników odżywczych.
Twoją dietą powinno być po prostu racjonalne odżywianie się. Kilka posiłków dziennie, zróżnicowanych, zbilansowanych.
Jak zjesz drożdzówkę czy batona to miej do siebie wyżuty. To są świństwa, puste kalorie. Naucz się jeść i cenić naturalne żywienie, a jak lubisz słodkości to szukaj w naturalnych słodyczach. Rodzynkach, bakaliach, owocach.
Moim zdaniem również sport byłby świetnym rozwiązaniem, i dziwię się, że narzekasz na brak czasu. Masz 16 lat, kiedy masz mieć czas na sport jak nie teraz? Chyba nie pracujesz na pełnym etacie, hę?
U kobiet miesiączka zanika, gdy organizm wchodzi w fazę ochrony organizmu (organizm, któremu nie dostarcza się odpowiedniej ilości pożywienia, rezygnuje z tej funkcji organizmu aby przeżyć). U dziewczyn, u których występuje anoreksja to częsty objaw, choć zanik miesiączki może być też objawem innych chorób. Powinnaś pójść z tym do lekarza, nawet jeśli problem zniknął. Kilka badań nie zaszkodzi.
Tak więc dobra rada, poczytaj o prawidłowym odżywianiu, o tym czego organizm potrzebuje do tego aby być odżywionym i zdrowym, i tak komponuj swoją dietę. A nadmiar tkanki usuniesz nie przejadając się i uprawiając sport.
Co do kwestii motywacji to ciężko stwierdzić. Ją po prostu trzeba mieć, musisz po prostu tego chcieć. I moim zdaniem przestań myśleć w kategoriach "chce schudnąć kilka kilogramów". Zaczynij myśleć w kategoriach "chce się zdrowo odżywiać - zawsze, do końca życia".
Witam.
Mam na imię Martyna, jestem tu nowa, więc jeśli chodzi o zakładanie nowych tematów itd, proszę o wyrozumiałość ; ).
Mój problem tkwi w tym, że od dość dłuższego czasu, właściwie od początku bierzącego roku staram się zmniejszyć swoją wagę. Otóż mam 16 lat, ok 166 cm wzrostu, ważę obecnie 55-56 kg, waga strasznie się "waha". Wiem, że moje BMI jest w normie (wynosi 20, chociaż w niektórych źródłach jest to 19 z "groszem"). Jestem dość "zbita" i nie dążę do niedowagi czy anoreksji. Po prostu widać po mnie, że mam troszkę tu i tam i źle się z tym czuję. Chciałabym zejść do 51 kg, czyli najniższej wagi, która mi nie zaszkodzi. Otóż pod koniec kwietnia ważyłam 59 kg, więc schudłam już te 4 kg. Wynik ten osiągnęłam jakoś w połowie czerwca, nie do końca pamiętam kiedy.. W czasie wakacji ustabilizowałam swoją wagę, bo, aż strach się przyznać, eksperymentowałam z różnymi dietami. Kapuściana, Kopenhaska, South Beach, a nawet "niejedzenie po 17" czy też 1000 kcal. Oczywiście efektów nie było, W OGÓLE. No może raz doszłam do wagi 54, ale ta wróciła do wcześniejszej.. Cały czas je zmieniałam, eksperymentowałam coraz bardziej aż w końcu się doigrałam skutków "ubocznych". Zanikła mi miesiączka. Nie miałam jej przez prawie 3 miesiące. Zaczęłam normalnie się odzywiać od końcówki sierpnia, więc i miesiączka wróciła. Ale znów przychodzą mi do głowy dietki.. Aktualnie próbuję diety niełączenia, która ponoć nie jest nazywana dietą, tylko sposobem odżywiania na całe życie. ( Więcej o niej tutaj: http://w-spodnicy.ofeminin.pl/Tekst/Fitness/526135,1,Dieta-rozdzielna---czego-nie-laczyc-zdrowe-odchudzanie.html ) Jednak jest mi trudno się "przerzucić" na dietę, znowu.. Nie mam w ogóle mobilizacji, bo zniechęciły mnie tamte "diety cud".. Oczywiście nie mam już zamiaru żadnej stosować typu kapuściana. Dodam, iż sporo się ruszam, raz w tygodniu trenuję koszykówkę, 2 h , ale na więcej NIE MAM CZASU.. Uczę się do egzaminów, więc większa ilość treningów odpada.. Chcę zejść do 51 kg, żeby w końcu pozbyć się tej "niechęci" do siebie. Nie daje mi to spokoju.. Jak zjem głupiego batona, mam do siebie ogromne wyrzuty. Spalam kalorie przy każdej możliwej okazji, jak wchodzę do mieszkania, na drugie piętro zawsze wbiegam po schodach, wszędzie chodzę szybkim marszem, a jak wychodzę z psem, na co też jest mało czasu, nawet biegam truchcikiem.. Ale to trwa chwilkę, bo naprawdę nie mam czasu..;x Czy ta dieta (wyżej, dieta niełączenia) jest dla mnie odpowiednia? Jak się jej trzymać? Jak się mobilizować? Jak w końcu zejśc do tej wagi? Co jeszcze zmienić w sposobie odżywiania? I najważniejsze - Czy ja nie przesadzam już z tym..? To mnie już męczy.. Ciągłe liczenie kalorii, ważenie się 2 razy dziennie i złość na siebie, bo zjem drożdżówkę.. Anoreksja to to nie jest, ale nie jest to dla mnie dobre, prawda? Co robić?
PS. Proszę o wyrozumiałość.. Na pomysł o "ciągłym" odchudzaniu sama nie wpadłam.. Słyszałam głupie komentarze na temat mojego wyglądu, a mianowicie wyglądu moich nóg. Przejęłam się tym, więc zaczęłam z tymi dietami.. Paranoja jakaś..;| Przepraszam za rozpisanie ;o
---------------------
Reklama - czytaj dalej poniżej